Przygotowanie do dostarczenia źrebaka: Osiem etapów emocjonalnych hodowcy koni

Skontaktuj się z autorem

Każdy, kto miał spóźnioną klacz, może łatwo rozpoznać osiem etapów źrebięcia - to znaczy samych w sobie. Po prawie roku oczekiwania na przybycie źrebaka stajemy się trochę niecierpliwi!

Etap pierwszy: podniecenie

Ach, radość, którą odczuwamy, kiedy weterynarz z ramieniem zanurzonym w dolnych regionach klaczy mruga do nas i mówi: „Tam jest dziecko!” Co za podniecenie! Już za 340 dni na ziemi pojawi się zupełnie nowy źrebak, jego małe kopyta pokryte „złotymi kapciami”, mały pysk pokryty miękkimi wąsami, a jego puszyste małe ciało pokryte nowym zapachem konia. Po prostu nie możemy się doczekać. Nie ma zupełnie nowego źrebaka.

Nie ma co do tego wątpliwości: jesteśmy podekscytowani. Przez jedenaście miesięcy pielęgnujemy tę klacz. Próbujemy sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać źrebię; czy to będzie źrebak czy klaczka? Jaki kolor? Opracowujemy genetykę kolorów. Projektujemy potencjalne nazwy na skrawkach papieru. Oznaczamy termin w naszym kalendarzu. Z radością mówimy naszym przyjaciołom: „Och, nie mogę tego dnia iść. W tym tygodniu będzie nowy źrebak!” Publikujemy zdjęcia naszej ciężarnej klaczy na Facebooku. Jesteśmy podekscytowani.

Etap drugi: zatrzymanie

Jednak w miarę upływu dnia zmieniamy się. Tak jak zmienia się ciało klaczy, a źrebak zmienia pozycję, zaczynamy zmieniać się z podniecenia na lęk. Zaczynamy czytać stos książek o źrebięciu. Nasze serce przeskakuje, gdy dochodzimy do części o „dystocji” lub „czerwonej torbie”. Wiemy, że 90% klaczy źrebię się bez żadnych trudności - i że klacze źrebią się od tysięcy lat bez naszej pomocy - jednak uważamy, że powinniśmy przygotować się na najgorsze, na wszelki wypadek. Czytamy przerażające historie, patrzymy na przerażające zdjęcia i zaczynamy się obawiać, co może - może - pójść nie tak.

Tymczasem nasza klacz jest całkowicie szczęśliwa. Cieszy się dodatkową uwagą, dodatkowym pokarmem, który dajemy, aby upewnić się, że ma wystarczającą ilość składników odżywczych, aby utrzymać ją i źrebię. Uwielbia czas, który spędzamy, zajmując się jej potrzebami, utrzymując dodatkowe stoisko w czystości i dbając o nią, aby wyglądała wspaniale na pierwszych zdjęciach z nowym dzieckiem.

Etap trzeci: odmowa

Ale dzień 340 przychodzi i odchodzi. Klacz sprawdzamy religijnie - kilka razy dziennie. Wyciskamy kilka kropel mleka, sprawdzając konsystencję i kolor. Obserwujemy zapakowanie, woskowanie, zmiany behawioralne, zmiękczenie mięśni wokół ogona, zmiany kształtu ciała. Śpimy w pustej kabinie w stodole, otoczeni śpiworami, łóżeczkami, latarkami i filiżankami termicznymi wypełnionymi kawą. Następnego ranka patrzymy na siebie w lustrze i próbujemy zmyć cienie spod oczu. Wracamy do stodoły i znów patrzymy na klacz: to nie może być prawda. Nie może się spóźnić.

Za każdym razem, gdy się budzimy, pędzimy do stoiska dla źrebiąt, najpierw szukając, czy klacz stoi, a następnie schodząc w dół. Wiemy od razu, czy źrebię patrzy tylko na uszy: po przybyciu źrebaka uszy klaczy odchylają się do tyłu; skupia się całkowicie na tym małym dziecku. Jeśli zbliżamy się do jej uszu, nie ma jeszcze dziecka. Nie możemy w to uwierzyć.

Przeliczamy dni lęgowe. Coś musi być nie tak: nie może się spóźnić. Właściciel ogiera musiał się pomylić. Umówiliśmy się tylko na trzy dni wolne od pracy. To nie może się dziać. Dlaczego ja, Panie? Nie możemy uwierzyć, że mimo wszystko nasze planowanie, karmienie, pielęgnowanie i organizowanie, że nasza klacz nie produkuje.

Etap czwarty: gniew

Teraz jesteśmy zmęczeni. Powinna była się urodzić trzy dni temu. Spędziliśmy rok przygotowując tę ​​klacz na to wydarzenie, a ona wciąż nie zrobiła nic cholernego. Zainwestowaliśmy w jej zdrowie i zadbaliśmy o jej sprawność. Ściągnęliśmy jej buty, owinęliśmy ogon i zrezygnowaliśmy z tygodni snu - a to dzięki, że otrzymujemy? Przechodzimy od naszej pielęgnującej dobroci do irytacji i gniewu. Przestajemy nazywać klacz „Słodką Mamą” za każdym razem, gdy jesteśmy blisko niej, i zaczynamy nazywać ją „Paskudną Starą Torbą”!

Zostaliśmy zdradzeni i nie jesteśmy w tym dobrzy. Przyjaciele dzwonią i pytają: „Czy już tu jest?” i przysięgamy na głos. Mówimy im, że zamkniemy drzwi stodoły na klaczy i wyciśniemy to dziecko. Oni śmieją się. Rozłączamy się.

Przestajemy wykonywać codzienne masaże i trochę go gonimy za zagrodą, częściowo dlatego, że wiemy, że ćwiczenia są dobre dla ciężarnych klaczy, a częściowo dlatego, że czujemy się lepiej, widząc ją w ten sposób.

Etap piąty: targowanie się

Gniew nie doprowadził nas nigdzie. Teraz minął pełny tydzień po terminie. Zmęczenie uległo wyczerpaniu przypominającemu zombie całe ciało. Zaczynamy targować się z klaczą. „No dalej, mały Cody. Masz dziś źrebaka, a nigdy cię nie sprzedam. Czego chcesz, Cody? Więcej otrębów? Czego ode mnie potrzebujesz? Cokolwiek to jest, masz to. Masz źrebię, Cody. Masz to dziś wieczorem. ” Patrzy na nas tymi dużymi, okrągłymi, miękkimi oczami. Lekko unosi ogon - łapiemy oddech w oczekiwaniu - i przepuszcza gaz. Klacze

Składamy inne obietnice. Obiecujemy, że kupimy jej nową maskę przeciw owadom i że porzucimy ostrogi, i że nigdy, nigdy więcej nie wyrzucimy jej z klaczą bossów i nie pozwolimy, by została popchnięta. Przynosimy jej marchewki codziennie i dwa razy w weekendy. Będzie miała takie dobre życie. Po prostu źrebię. Mówimy jak sprzedawca samochodów używanych: „Więc, ile zajmie, abyś dziś wieczorem źrebak?”

Etap szósty: depresja

Spóźniliśmy się o dziesięć dni. Klacz wije się jak gęś z poopową pieluszką. Hej, to może nie mieć sensu, ale kiedy ostatni raz mamy porządny sen? Jesteśmy zmartwieni, zmęczeni i przygnębieni. Jesteśmy apatyczni i mamy problemy z ekscytacją. „Więc nowe dziecko w drodze, co?” ktoś mówi, co znaczy dobrze. W tej chwili patrzymy na nich z największą ilością emocji. „Tak, a co z tym?” mruczymy. "Cokolwiek." W tym momencie uważamy, że całkowicie zrezygnujemy z koni, jeśli będziemy mieli na to energię. Dlaczego w ogóle hodowaliśmy naszego konia? Jesteśmy nieudacznikami.

Etap siódmy: Akceptacja

Minęły dwa tygodnie i wszystko jest w porządku. Poddaliśmy się kapryśnym kaprysom i kaprysom pogańskich bogów-kucyków. Natura pójdzie swoją drogą. „Kiedy ta klacz będzie źrebna?” pytają nasi przyjaciele. „Kiedy będzie gotowa”, uśmiechamy się. „Nie martwisz się?” Mówią. „Och, nie, cokolwiek się stanie, stanie się” - mówimy ze stoickim spokojem. Każdej nocy przestajemy owijać ogon klaczy; wiemy, że nie możemy się spieszyć. Zdajemy sobie sprawę, że wszystko może być w porządku, ale nawet jeśli nie jest, możemy sobie z tym poradzić. Przestajemy spać w stodole.

Klacz sprawdzamy o północy. Po prostu tam stoi, całkowicie zadowolona. Jesteśmy z tym dobrzy. Teraz mamy podejście zen. Que SERA, SERA. Co się stanie to się stanie.

Mijają trzy tygodnie. Cztery Klacz nosi źrebię już od ponad roku. Dzwonimy do weterynarza ... ale zamiast zadawać spanikowane pytania, zostawiamy radosną wiadomość: „Cóż, to już ponad rok. Jest poważnie spóźniona. Ale nie ma żadnych zmartwień i będzie miała, kiedy będzie gotowa to! Porozmawiamy później! ” Przeszliśmy od pasywnego do wzniosłego. Śpimy.

Mój pierwszy dzień 2011 Filly Sassypants '

Etap ósmy: Podniecenie

Przychodzimy do stodoły. W końcu minęło 368 dni od ostatniej hodowli klaczy. Jesteśmy zahartowanymi weteranami walki w ciąży. Zrobiliśmy już nasze chai - we właściwy sposób, z torebką z herbatą, bez maczania i miodem, wstępnie wymieszane i stopione przed dodaniem chai i bitej śmietany na wierzchu. W końcu po co się spieszyć? W każdym razie klacz nie będzie miała tego źrebaka w najbliższym czasie - cholera, minął już rok. Po co się spieszyć?

Jednak gdy tylko wyjdziemy przez frontowe drzwi, wyczuwamy to. Widzimy jej uszy odchylone do tyłu, tak jak oni; jej szyja pochyliła się nad sondą, gdy sięga, by wydobyć coś, co może być tylko nowym źrebakiem. Cały czas jest czujna, świeci - naprawdę świeci. To prawda. Świecą. Emitują szczęście. Wydaje ten cichy „huh, huh” hałas, jaki klacze wydają swoim dzieciom. Zaczynamy biegać, tylko na tyle wolno, że nie przestraszymy nowej mamy. Chai wyślizguje się z kubka. Do diabła, wrzucamy kubek do zarośli. Jesteśmy teraz w ryzach. Jest nowe dziecko! To tu! Stoi! Ma wszystko, co nowe części konia, małe palce, małe palce u nóg - no cóż, zresztą małe kopyta.

Zaczynamy dzwonić, pisać SMS-y, tweetować i robić zdjęcia dziecka za pomocą naszych smartfonów naraz. "To tu!" to wszystko, co musimy powiedzieć, a świat wie. Nasi przyjaciele z Horsey odpowiadają: „Jedna dziura czy dwie?” i zdajemy sobie sprawę, że w pośpiechu sprawdzamy łożysko i zanurzamy kikut pępowiny, odciskamy źrebię i podziwiamy białe znaczenia, których nie sprawdziliśmy, czy jest on czy ona. Wstydzimy się podekscytowania, gdy uświadomiliśmy sobie, że właśnie zanurzyliśmy jego małego chłopca w antyseptyku i całkowicie przegapiliśmy pień pępka, ale tak się dzieje. Jesteśmy podekscytowani. On jest tutaj.

Zrobiliśmy to. Mieliśmy naszego źrebaka. On jest piekny! I wygląda na to, że dopiero wczoraj wyhodowaliśmy tę klacz. Czy się rozmnażamy? Chichotamy. Oczywiście! Nie możemy się doczekać, aby to zrobić od nowa! Nie ma nic bardziej ekscytującego niż źrebię, na które czekamy!

Tagi:  Koty Króliki Konie